środa, 2 września 2009

niedziela, 19 lipca 2009

JOLANTA KWAŚNIEWSKA PREZYDENTĄ

Gdyby wybory prezydenckie odbywały się teraz Jolanta Kwaśniewska w pierwszej turze dostałaby 23% głosów, a w drugiej 57% przeciwko Tuskowi.

"(...) sukces byłej Pierwszej Damy jest być może sygnałem, że radykalne zerwanie z patriarchalną tradycją polityczną jest już nie tylko marzeniem feministek, ale oczekiwaniem większości elektoratu. Bo Jolanta Kwaśniewska jest nie tylko kobietą, ale jest też - zwłaszcza jak na politykę - niebywale kobiecą kobietą. To nie jest Zyta Gilowska, wygrywająca z mężczyznami pojedynek na pięści, nie jest to nawet Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Hanna Suchocka, które mogłyby dowodzić kompanią szturmową w akcji Pustynna Burza.
Jolanta Kwaśniewska jest osobą, która z zapałem opowiada, jak należy jeść bezę i jak pakować mężowi walizki, z najprawdziwszymi łzami mówi o losie chorych dzieci, szczerze się rozczula na widok biednego zwierzątka i rozbraja nawet takich bezdusznych oprawców, jakich zgromadzono w paliwowej komisji śledczej."

Jacek Żakowski, Gdzie dwóch się bije..., Polityka 29(2714)

Przy opisie prezydenckich kompetencji Jolanty Kwaśniewskiej roześmiałam się głośno i serdecznie na cały niemiecki pociąg, co było niestosowne.

niedziela, 12 lipca 2009

sobota, 27 czerwca 2009

PSYCHOLOG W WARZYWNIAKU

Psycholog idzie do warzywniaka:
Psycholog: Jest pietruszka?
Sprzedawca: Nie ma.
Psycholog: Hmmm.. Rozumiem.

sobota, 30 maja 2009

DOBREJ NOCY ROZBISURMANIONYM HULTAJOM

jedenasta minuta pięćdziesiąta druga sekunda ( i następne) w pierwszej części trzeciego koncertu Rachmaninowa brzmi tak jakby als ob bóg który nie istnieje tłumaczył mi że postąpiłam dobrze że popełniłam bolesny dobry uczynek ku chwale ludzkości że to się w eschatologicznym rozumieniu dobrze skończy

skutkiem ubocznym jest proces polegający na tym że moja niewiara w tak zwane życie pośmiertne samozwańczo uszczknęła (czy ten czasownik ma tryb niedokonany) sobie prawo do bardzo dobrowolnej interpretacji życia śmiertnego

sobota, 23 maja 2009

CZYM JEST POEZJA?

Oto interpretacja weimarska:

sobota, 16 maja 2009

PODOBNO 20% POLAKÓW

podobno 20% Polaków


nie rozumie tego co czyta


chuj z nimi


(P.Macierzyński)



piątek, 24 kwietnia 2009

niedziela, 19 kwietnia 2009

CO TAM MASZ, CZY TO PRYSZCZ?

Mniej więcej raz w roku następuje dzień, w którym tuż po obudzeniu stwierdzam, że w trybie natychmiastowym trzeba przeczytać "Mdłości". Dzień ten zazwyczaj poprzedza seria aktów potępienia za pomocą 40%-wych alkoholi, wzrost rozdzielczości doznań absurdalnych i drastyczny spadek jakości etosu, co też i tym razem miało miejsce. Jednocześnie odczuwam pewien niepokój naukowy pozwalając sobie na takie niezobowiązujące i zdecydowanie przyjemne czytanie Sartre'a. Pocieszam się tym, że to literatura, nie filozofia.

"Imbecyle. Odraża mnie to, gdy pomyślę, że znów zobaczę ich szerokie i spokojne twarze. Ustanawiają prawa, piszą ludowe powieści, żenią się i popełniają krańcowe głupstwo robienia dzieci. (...) Gdyby nagle coś się stało? Gdyby nagle zaczęła [natura] drgać? Wtedy dostrzegliby, ze jest obecna i poczuliby skurcz serca. Na cóż więc zdałyby się im tamy i wały, elektrownie i wielkie piece, i młoty mechaniczne? Może się to zdarzyc kiedykolwiek, może zaraz: są przecież znaki. Na przykład ojciec rodziny podczas przechadzki ujrzy, jak poprzez ulicę zbliża się ku niemy czerwony łachman jakby niesiony przez wiatr. A kiedy łachman będzie już blisko, ujrzy, że jest to połec zgniłego mięsa, powalany pyłem, który wlecze się czołgając, podskakując, kawaełk umęczonego ciała toczącego się przez rynsztoki, wyrzucający w skurczach fontanny krwi. Lub też jakaś matka spojrzy na policzek dziecka i zapyta: >>Co tam masz, czy to pryszcz?<<, i zobaczy, jak skóra trochę się nadyma, trochę zapada, otwiera, a w głębi otworu ukazuje się trzecie oko, oko prześmiewne, lub też poczują na całym ciele miękkie łaskotanie, jak pieszczoty trzcin w rzekach, gdy ocierają się o płynących. I zobaczą, że ubrania stały się żywymi rzeczami. A ktoś inny odkryje, że coś drapie go w ustach. Stanie więc przed lustrem, otworzy usta: a jego język okaże się ogromną ... (...). Albo też nie wydarzy się nic podobnego, nie zajdzie żadna widoczna zmiana, jedynie rankiem, kiedy ludzie będą otwierac okiennice, zaskoczy ich okropne jakieś znaczenie, ciężko spoczywajace na rzeczach i zdające się oczekiwac. Tylko tyle: ale wystarczy, że to potrwa przez jakiś czas, a już będą setki samobójstw...Tak, tak! Niechby się trochę odmieniło, byłoby świetnie przekonac się, jak to będzie. Można będzie dostrzec innych nagle pogrążonych w samotności. Ludzie samotni, całkowicie samotni, z okropnymi zniekształceniami pobiegną przez ulice, przejdą ciężko przede mną, z nieruchomym spojrzeniem, uciekając przed swymi bólami i unosząc je ze sobą, z otwartymi ustami, z językiem-owadem trzepoczącym skrzydłami. Wybuchnę wtedy śmiechem, nawet jeśli ciało pokryją mi podejrzane wstrętne słupy rozwijające się w cielesne kwiaty, fiołki, jaskry. Oparty o ścianę będę im krzyczał w twarz: >>Co zrobiliście z waszą nauką? Co uczyniliście z waszym humanizmem? Gdzie jest wasza godnośc myślącej trzciny?<<" ( Sartre, Mdłości, Kraków, 2005, s. 182-183)


( W swoim - młodzieńczym - czasie teksty takowe prowokowały mnie do przeżywania quasiegzystencjalnych katuszy. Teraz czytam to i: czy to nie jest dobry scenariusz na film o Jamesie Bondzie, przy czym Bond zostałby zabity na sposób błahy i banalny w pierwszych 10 minutach filmu? A gdyby tak scenie, w której pojawia się jakieś okropne znaczenie, towarzyszyła muzyka Einstürzende Neubauten, np. Ende Neu?)

Dopisane później: a propo's doznan absurdalnych: jakimś cudem udało mi się spuścic dziś w kiblu wszystkie sztucce. Chcialam je umywac w zlewie i się zamyśliłam. Dlaczego?

piątek, 10 kwietnia 2009

BOŻE JAKI PIĘKNY WIECZÓR


"Boże jak piękny wieczór...

.
..tyle wódki tyle piwa ...


... a potem plątanina ...


... w kulisach tego raju."


piątek, 27 marca 2009

PRZYSŁOWIA MĄDROŚCIĄ NARODU

Nie ma róży bez kolców. Dymu bez ognia. Gówno chłopu nie zegarek. Pieniądze nie śmierdzą. Stać jak chuj na weselu. Jeśli chcesz pić cały dzień, wstań wcześnie. Przysłowia mądrością narodu. Można by je mamrotać jak modlitwę. ( Gdyby popatrzec na to przez pryzmat antropologii kulturowej, pewnie coś tu jest na rzeczy.) Czego tu się trzymać? Wybierając ateizm, nie można wierzyć nawet Marksowi. Trzeba znosić świat, takim na jaki wygląda. ( A wygląda na chujowy, cokolwiek by ten zbyt ogólny atrybut miał oznaczać). Niechże się już skończy ten marzec, minie wiosna, lato, i znowu będzie rześka zima. Masło tylko w chłodzie zachowuje świeżość.

czwartek, 19 marca 2009

St. Patrick´s Day


The question is: why Spiderman?

niedziela, 8 marca 2009

PRACA Z AFIRMACJAMI

Odciski na łokaciach i dymienie mózgu. Jest bardzo intensywnie, bardzo przyjemnie, choc nadużywam jedynie mocy przerobowych dymiącego mózgu, by po raz kolejny, nieudolnie, choc z faustowską desperacją, łączyc wszystko ze wszystkim np. Hobbesa, analizę sieci i jakichś Indian. Ma miejsce również niespotykana martwica rzeczy złośliwych, czyli mówiąc po ludzku, jakoś nic (i nikt) mnie ostatnio nie wkurwia. Nie wiem tylko, czy to faktyczny stan świata, czy jakaś moja projekcja i czarowanie rzeczywistości. Jest to możliwe, ponieważ ostatnio w celach antydepresyjnych ( wiadomo jest marzec, a marzec jest miesiącem zawsze i zdecydowanie złym) zmusiłam się do zalatującej NLP pracy z afirmacjami. Napisałam w miejscu widocznym, że świat jest miłym miejscem, że jestem towarzyska i lubię ludzi. Uważam oczywiście, że jest to wierutna bzdura. Tak właśnie wyraża się mój opór. Według specjalistów, których kompetencje również, w ramach owego oporu, jestem skłonna podważac. Ale obserwując znaczną redukcję uczucia totalnej niemocy, jak i przeróżnych kurwa, ja pierdolę zastanawiam się, czy nie przypisac poprawy samopoczucia tym afirmacjom.

niedziela, 1 lutego 2009

KOBIETA JAKO PIES

W "Biegunach" Olgi Tokarczuk tylko dwa zdecydowane podkreślenia: pierwsze, takie solipsystyczne, o tym, że świat to sobie w gruncie rzeczy można sobie odkaszlnąć i odchrząknąć jak Królewna Śnieżka jabłko, i drugie:
"(...) mężczyźni potrzebują kobiet bardziej niż kobiety mężczyzn. Właściwie, myślała Karen, kobiety mogłyby się spokojnie obejść bez mężczyzn. Dobrze znoszą samotność, dbają o zdrowie, są bardziej wytrzymałe, pielęgnują przyjaźnie - szukała w głowie jeszcze innych cech i zdała sobie sprawę, że opisuje kobiety jak wielce użyteczną rasę psów. Z pewną satysfakcją zaczęła mnożyc te psie cechy: szybko się uczą, nie są agresywne, lubią dzieci, są przyjacielskie, trzymają się domu." ( Tokarczuk 2008:416)

Wg tego opisu zaliczam się raczej do mężczyzn, ale taka kobieta-pies jest moim typem idealnym. Poza tym z "Biegunów" można się dowiedzieć, cóż za zbieg okoliczności, w czym siostra Chopina przewoziła jego serce z Paryża do Polski, i zebrać całą masę informacji na temat utrwalania ścięgien, tkanek, nerek. Korci mnie teraz, żeby odwiedzić Heidelberg i obejrzeć Körperwelten von Hagensa.

Mimo to mam do Biegunów stosunek mieszany. Podoba mi się ziarnistość i nieciągłość tej książki, dzięki czemu czytelnik ma wrażenie, że książka nigdy się nie kończy, a nawet jak się już skończy, to nic się nie wyjaśnia, bo nie ma jednolitej akcji, więc szok wywołany powrotem do rzeczywistości nie jest tak silny. Nie lubię kończyć czytać, jestem wówczas zła na autora, że już, że tak szybko, iwogle. Z drugiej strony, wiele wątków jest w "Biegunach" zbędnych, a już najbardziej mentorskie przesłanie na zakończenie. Odniosłam też wrażenie, że jest to zbiór rozbudowanych sentencji (typu: najsilniejszym mięśniem człowieka jest język), który może służyć za podróżniczą biblię, jak wspominany tam też Cioran. Nie ma znaczenia ciągłość i chronologia, można otworzyć na dowolnej stronie. Drażniła mnie jednak czasem łagodnoś
ć i lukrowatość niektórych podróży albo też stoicyzująca postawa podróżniczki - jeszcze nie zdecydowałam, co dokładnie. Jakoś mam inne doświadczenia ( co nie znaczy, że złe.)

Tokarczuk, Olga. ( 2008) Bieguni, Kraków: Wydawnictwo Literackie sp. z o.o.


Dopisane:
I tak najlepiej streścił to wszystko Tom W.: No dog pisses on a car driving at full speed.

niedziela, 25 stycznia 2009

RZUT PIŁECZKĄ DO BAGAŻNIKA

Kwestia równouprawnienia płci jakoś nigdy specjalnie nie zaśmiecała mi umysłu. Mimo to pewna akcja Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Gorzowie Wlkp. wywołała we mnie semantyczne wątpliwości. Na stronie czytamy, że w czasie akcji:

Dla zawodników przygotowano następujące konkurencje;

Indywidualne:

(kierowca) - Talerz Stewarta, test ze znajomości przepisów ruchu drogowego, jazda samochodem w alkogoglach

(pilot) - Prowadzenie kierowcy z zasłoniętymi oczami, odczytywanie z mapy trasy przejazdu, toczenie opony między pachołkami na czas.

(kobieta) - Rzuty piłeczką tenisowa do bagażnika, slalom na hulajnodze między pachołkami, puzzle – znaki drogowe.


Nazwa kierowca odnosi się do obu płci, ale wymienienie w spisie nazwy kobieta wywołuje wrażenie, że grupę kierowców i pilotów tworzą wyłącznie mężczyźni. Można by to potraktować jako przykład semantycznej dyskryminacji kobiet. Błąd polega chyba na zestawieniu trzech sobie nierównoważnych nazw. Zakres nazw kierowca i pilot jest w potencjalnym sensie szerszy od zakresu nazwy kobieta, ponieważ obejmuje i mężczyzn i kobiety. Ale tylko w potencjalnym sensie, bo nie wszyscy są kierowcami i pilotami. Z drugiej strony o swoje prawa mogliby się równie dobrze upominać wyemancypowani mężczyźni, którzy chcieliby sobie porzucać piłeczką do bagażnika, gdyż z relacji wynika, że w konkurencji tej mogły uczestniczyć tylko kobiety. Swoją drogą, cóż za debilne konkurencje dla kobiet.... Czyżby to była pokuta za stereotyp baby za kierownicą?

środa, 21 stycznia 2009

CO MA DOJNA KROWA DO CHOPINA?

Wstyd się przyznać, ale o Fryderyku Chopinie wiem tyle, że wielkim prawie-Polakiem był, a z jego twórczości rozpoznaję jedynie fragment etiudy rewolucyjnej, zapewne podobnie jak większość narodu.


Pacholęciem będąc dowiedziałam się z oświatowych źródeł, że w dziełach naszego wielkiego kompozytora istnieje wiele odniesień do muzyki ludowej oraz, że do twórczości natychały go skowronki i rosochate wierzby. W moim wyobrażeniu wyglądało to mniej więcej tak, że obok wierzb rosochatych rosły słupy, połączone kablami telefonicznymi i prądowymi. Bezpieczniki tworzyły klucz wiolinowy, a kable pięciolinie. Na telefonicznej pięciolinii miały siadać w różnych konfiguracjach i kombinacjach skowronki, Chopin zaś odnajdować w tych układach kluczowe takty i motywy dla swoich etiud. Teoria szybko upadła, gdy okazało się, że po pierwsze nuty mogą znajdować się także poza pięciolinią, a po drugie słupy telefoniczne nie należały wówczas jeszcze do krajobrazu. Abstrahując od kilku gorzkich refleksji na warszawskim lotnisku, porzuciłam po tym przykrym odkryciu zainteresowanie naszym narodowym kompozytorem.


Trochę przypadkiem obejrzałam jednak ostatnio film pt. „Chopin. Pragnienie miłości” z 2002r. Film jest beznadziejny. To chyba kolejne dzieło, którego odbiorcą miała być biedna młodzież licealna. Osią filmu są wierzby, skowronki, jakieś chwasty, że niby polskie. Wiedza merytoryczna na tematu twórczości Chopina pozostaje po obejrzeniu filmu pozostaje nikła. Interesujące jest np. czy istnieje jakiś związek między etiudą rewolucyjną, a sytuacją w Polsce, czy też może nazywa się ona tak, bo tak brzmi? Zresztą nie taki był chyba zamysł reżysera, żeby akurat wiedzę poszerzać. Chopin (Adamczyk, ten od papieża) w filmie głównie się patrzy w dal, gra w sposób bardzo natchniony albo krzyczy. Dialogi między nim a George Sand (Stenka) czasem jakby z Klanu wyjęte, mimo kostiumów i całej tej otoczki, jakoś brak uczucia przeniesienia w czasie, ale najbardziej irytujący jest syn George Sand, Maurycy (Woronowicz), który swoimi okrzykami dorównuje Ostrowskiemu z C.K.O.D. Epistemiczną konsternację wywoływał we mnie także fakt niemożliwości oszacowania ewentualnego wieku Maurycego na podstawie wyglądu. Odniosłam też wrażenie, że kluczowe momenty związku Sand z Chopinem nie zostają pokazane np. decyzja o niewspółżyciu ze względu na konwenanse i dzieci Sand, jakiś głębszy rys psychologiczny Chopina, twórczość Sand, nazywanej notabene przez Nietzschego dojną krową z ładnym stylem, okoliczności śmierci Chopina etc. W wielu scenach napięcie rośnie, a potem nic się nie dzieje. Chopin patrzy się w dal, Sand na Chopina a Maurycy krzyczy. Impotencja. Pierwsze o czym pomyślałam po zakończeniu filmu, to w czym siostra Chopina przewiozła jego serce do Warszawy i czego wtedy używano do konserwacji organów wewnętrznych? Formaliny?


Największą zaletą filmu jest motywacja do poszukania informacji w sieci na temat osobowości Chopina i George Sand i ich, jakby wynikało z filmu, lekko niezdrowej relacji ( raczej matkowanie niż pikantny romans) oraz zapoznania się z nudnawymi nokturnami Chopina. Może to trochę nieaktualne, bo film w końcu sprzed 7 lat, ale naprawdę nie polecam.

środa, 14 stycznia 2009

PRZYCZYNY I KONSEKWENCJE POSIADANIA WYCIERACZKI

Mróz, ku mojemu niezadowoleniu, zelżał, śnieg zrobił się mokry, a dzień dłuższy. Koniec burżuazyjnego kataklizmu w wesji soft. Z braku innych katastrof klimatycznych na tej szerokości geograficznej, tylko surowy mróz mści się za oświeceniowy gwałt założycielski i przypomina w tym wygodnym i klimatyzowanym kraju, że rozum nam się alienuje, instrumentalizuje, a rzekome panowanie nad przyrodą zmienia się w nierzekome panowanie nad człowiekiem. A juz jeśli panowanie, to tylko kosztem zniewolenia. Jak Odyseusz: tylko przywiązując się do masztu, mozna się oprzec pięknym syrenom. Tylko przywiązując się do masztu, mozna przetrwac. (...)
A wszystko dlatego, że rano zrobiłam obchód weimarskich cmentarzy w trampkach spod Pałacu Kultury za 15zł oba i wcale nie zmarzłam, a oczekiwałam, że Natura pod postacią Zimy wykorzysta ubytki w mym rozumie instrumentalnym do jakiegoś nieoczekiwanego ataku. Do tego znów naoglądałam się pomników ku pamięci Żydów, Rosjan, ofiar marca 1920 ( pewnie stąd te rozwazania o Herrschaftsrationalität i próba rekonstrukcji dialektyki oświecenia). Kolejna konstatacja cmentarna: nie ma żadnych zdjęc, nawet na świeżych grobach, są za to nazwy zawodów. Dentyści, którzy nie dożyli pierwszej wojny światowej, szklarz na dworze księcia(!) Carla Friedrich, córka jednego cara itd. Trudno tez rozpoznac, czy truposze byli jakiejs konkretnej wiary, z estetycznego punktu widzenia są tam i katolicy i ewangelicy, w środku cmenatrza zaś stoi cerkiew.
Napstrykałam trochę zdjęc komunistycznym gwiazdom, młotom, kowadłom i śmietnikom na plastiki, przyszłam do domu, zdjęłam trampki i popatrzyłam na śnieg, brud i żwir, którego naniosłam. I wtedy stało się: pomyślałam, że przydałaby się wycieraczka.
Przez większośc swego marnego żywota utwierdzona byłam w apriorycznym przekonaniu, że wycieraczka nie odnosi się brudu, że jej posiadanie rozwaza się jedynie w kategoriach zakorzenienia, dopiero wieku około lat 60, tuż przed emeryturą. Wycieraczka jest symbolem przywiązania i domu. Do tej pory sądziłam, że potrzeba stabilizacji mnie nie dotyczy, nie przystoi, nie pasuje do imagu.
Najgorsze jest to, że teraz ze względów czystko psychologicznych ( albo przynajmniej do czasu uzgodnienia tej potrzeby z resztą osobowości) nie mogę nabyc tej przeklętej wycieraczki, choc naprawdę by się przydała...