środa, 21 stycznia 2009

CO MA DOJNA KROWA DO CHOPINA?

Wstyd się przyznać, ale o Fryderyku Chopinie wiem tyle, że wielkim prawie-Polakiem był, a z jego twórczości rozpoznaję jedynie fragment etiudy rewolucyjnej, zapewne podobnie jak większość narodu.


Pacholęciem będąc dowiedziałam się z oświatowych źródeł, że w dziełach naszego wielkiego kompozytora istnieje wiele odniesień do muzyki ludowej oraz, że do twórczości natychały go skowronki i rosochate wierzby. W moim wyobrażeniu wyglądało to mniej więcej tak, że obok wierzb rosochatych rosły słupy, połączone kablami telefonicznymi i prądowymi. Bezpieczniki tworzyły klucz wiolinowy, a kable pięciolinie. Na telefonicznej pięciolinii miały siadać w różnych konfiguracjach i kombinacjach skowronki, Chopin zaś odnajdować w tych układach kluczowe takty i motywy dla swoich etiud. Teoria szybko upadła, gdy okazało się, że po pierwsze nuty mogą znajdować się także poza pięciolinią, a po drugie słupy telefoniczne nie należały wówczas jeszcze do krajobrazu. Abstrahując od kilku gorzkich refleksji na warszawskim lotnisku, porzuciłam po tym przykrym odkryciu zainteresowanie naszym narodowym kompozytorem.


Trochę przypadkiem obejrzałam jednak ostatnio film pt. „Chopin. Pragnienie miłości” z 2002r. Film jest beznadziejny. To chyba kolejne dzieło, którego odbiorcą miała być biedna młodzież licealna. Osią filmu są wierzby, skowronki, jakieś chwasty, że niby polskie. Wiedza merytoryczna na tematu twórczości Chopina pozostaje po obejrzeniu filmu pozostaje nikła. Interesujące jest np. czy istnieje jakiś związek między etiudą rewolucyjną, a sytuacją w Polsce, czy też może nazywa się ona tak, bo tak brzmi? Zresztą nie taki był chyba zamysł reżysera, żeby akurat wiedzę poszerzać. Chopin (Adamczyk, ten od papieża) w filmie głównie się patrzy w dal, gra w sposób bardzo natchniony albo krzyczy. Dialogi między nim a George Sand (Stenka) czasem jakby z Klanu wyjęte, mimo kostiumów i całej tej otoczki, jakoś brak uczucia przeniesienia w czasie, ale najbardziej irytujący jest syn George Sand, Maurycy (Woronowicz), który swoimi okrzykami dorównuje Ostrowskiemu z C.K.O.D. Epistemiczną konsternację wywoływał we mnie także fakt niemożliwości oszacowania ewentualnego wieku Maurycego na podstawie wyglądu. Odniosłam też wrażenie, że kluczowe momenty związku Sand z Chopinem nie zostają pokazane np. decyzja o niewspółżyciu ze względu na konwenanse i dzieci Sand, jakiś głębszy rys psychologiczny Chopina, twórczość Sand, nazywanej notabene przez Nietzschego dojną krową z ładnym stylem, okoliczności śmierci Chopina etc. W wielu scenach napięcie rośnie, a potem nic się nie dzieje. Chopin patrzy się w dal, Sand na Chopina a Maurycy krzyczy. Impotencja. Pierwsze o czym pomyślałam po zakończeniu filmu, to w czym siostra Chopina przewiozła jego serce do Warszawy i czego wtedy używano do konserwacji organów wewnętrznych? Formaliny?


Największą zaletą filmu jest motywacja do poszukania informacji w sieci na temat osobowości Chopina i George Sand i ich, jakby wynikało z filmu, lekko niezdrowej relacji ( raczej matkowanie niż pikantny romans) oraz zapoznania się z nudnawymi nokturnami Chopina. Może to trochę nieaktualne, bo film w końcu sprzed 7 lat, ale naprawdę nie polecam.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gębo, polecam La Note Bleule Żuławskiego. Jest parę magicznych scen, a nie ma nadęcia i patosu (raczej).

lubienaduzywac pisze...

Dzięki. Sprawdzę i stwierdzę:)

Ostatnio w związku z faktem, że mieszkam ze studentami szkoły muzycznej Liszta, jestem zmuszona do interesowania się muzyką poważną i jej słuchania. No ale dzięki temu odkryłam koncerty Rachmaninowa: ciary i dreszcze....