piątek, 24 kwietnia 2009

niedziela, 19 kwietnia 2009

CO TAM MASZ, CZY TO PRYSZCZ?

Mniej więcej raz w roku następuje dzień, w którym tuż po obudzeniu stwierdzam, że w trybie natychmiastowym trzeba przeczytać "Mdłości". Dzień ten zazwyczaj poprzedza seria aktów potępienia za pomocą 40%-wych alkoholi, wzrost rozdzielczości doznań absurdalnych i drastyczny spadek jakości etosu, co też i tym razem miało miejsce. Jednocześnie odczuwam pewien niepokój naukowy pozwalając sobie na takie niezobowiązujące i zdecydowanie przyjemne czytanie Sartre'a. Pocieszam się tym, że to literatura, nie filozofia.

"Imbecyle. Odraża mnie to, gdy pomyślę, że znów zobaczę ich szerokie i spokojne twarze. Ustanawiają prawa, piszą ludowe powieści, żenią się i popełniają krańcowe głupstwo robienia dzieci. (...) Gdyby nagle coś się stało? Gdyby nagle zaczęła [natura] drgać? Wtedy dostrzegliby, ze jest obecna i poczuliby skurcz serca. Na cóż więc zdałyby się im tamy i wały, elektrownie i wielkie piece, i młoty mechaniczne? Może się to zdarzyc kiedykolwiek, może zaraz: są przecież znaki. Na przykład ojciec rodziny podczas przechadzki ujrzy, jak poprzez ulicę zbliża się ku niemy czerwony łachman jakby niesiony przez wiatr. A kiedy łachman będzie już blisko, ujrzy, że jest to połec zgniłego mięsa, powalany pyłem, który wlecze się czołgając, podskakując, kawaełk umęczonego ciała toczącego się przez rynsztoki, wyrzucający w skurczach fontanny krwi. Lub też jakaś matka spojrzy na policzek dziecka i zapyta: >>Co tam masz, czy to pryszcz?<<, i zobaczy, jak skóra trochę się nadyma, trochę zapada, otwiera, a w głębi otworu ukazuje się trzecie oko, oko prześmiewne, lub też poczują na całym ciele miękkie łaskotanie, jak pieszczoty trzcin w rzekach, gdy ocierają się o płynących. I zobaczą, że ubrania stały się żywymi rzeczami. A ktoś inny odkryje, że coś drapie go w ustach. Stanie więc przed lustrem, otworzy usta: a jego język okaże się ogromną ... (...). Albo też nie wydarzy się nic podobnego, nie zajdzie żadna widoczna zmiana, jedynie rankiem, kiedy ludzie będą otwierac okiennice, zaskoczy ich okropne jakieś znaczenie, ciężko spoczywajace na rzeczach i zdające się oczekiwac. Tylko tyle: ale wystarczy, że to potrwa przez jakiś czas, a już będą setki samobójstw...Tak, tak! Niechby się trochę odmieniło, byłoby świetnie przekonac się, jak to będzie. Można będzie dostrzec innych nagle pogrążonych w samotności. Ludzie samotni, całkowicie samotni, z okropnymi zniekształceniami pobiegną przez ulice, przejdą ciężko przede mną, z nieruchomym spojrzeniem, uciekając przed swymi bólami i unosząc je ze sobą, z otwartymi ustami, z językiem-owadem trzepoczącym skrzydłami. Wybuchnę wtedy śmiechem, nawet jeśli ciało pokryją mi podejrzane wstrętne słupy rozwijające się w cielesne kwiaty, fiołki, jaskry. Oparty o ścianę będę im krzyczał w twarz: >>Co zrobiliście z waszą nauką? Co uczyniliście z waszym humanizmem? Gdzie jest wasza godnośc myślącej trzciny?<<" ( Sartre, Mdłości, Kraków, 2005, s. 182-183)


( W swoim - młodzieńczym - czasie teksty takowe prowokowały mnie do przeżywania quasiegzystencjalnych katuszy. Teraz czytam to i: czy to nie jest dobry scenariusz na film o Jamesie Bondzie, przy czym Bond zostałby zabity na sposób błahy i banalny w pierwszych 10 minutach filmu? A gdyby tak scenie, w której pojawia się jakieś okropne znaczenie, towarzyszyła muzyka Einstürzende Neubauten, np. Ende Neu?)

Dopisane później: a propo's doznan absurdalnych: jakimś cudem udało mi się spuścic dziś w kiblu wszystkie sztucce. Chcialam je umywac w zlewie i się zamyśliłam. Dlaczego?

piątek, 10 kwietnia 2009

BOŻE JAKI PIĘKNY WIECZÓR


"Boże jak piękny wieczór...

.
..tyle wódki tyle piwa ...


... a potem plątanina ...


... w kulisach tego raju."