Jestem na warsztatach jogi w miejscu zwanym "Oczyszczalnią" z dala od sklepów, bankomatów, barów i wszelkiego pokuszenia. Do
najbliższej stacji kolejowej są 3 km, do Warszawy - 40km. Zostałam umieszczona w
pokoju o nazwie „Pokora“, udekorowanym fototapetami obrazów C. D. Friedricha. Przygwożdżona tą nominacją (liczyłam na "Nadzieję" albo "Wiarę", ale najwyraźniej jeszcze nie czas) unikam wszelkiego
eksponowania mego jestestwa, w szczególności zaś wobec pozostałych, dobijająco
normalnych, a jednocześnie inspirująco zdrowych i pogodnych (jak skrzynka rumianych, pachnących jabłek), uczestników warsztatów. Koncentruję się na ćwiczeniach i medytacjach, w wolnym czasie szwendam się po okolicznych wertepach. Posiłki są wegetariańskie. Do alkoholu dostępu brak. Czuję się więc bezpiecznie, jak w psychiatryku.
Fenomenu jogi nie rozumiem. Zarówno literatura tematu jak i praktykujący posługują się niejasną dla mnie wciąż pojęciowością z zakresu duchowości, której notabene teraz poszukuję, więc staram się nie demotywować wybitną mętnością dyskursu i nie folgować swoim racjonalizatorskim zapędom. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że joga jest w jakimś sensie odwrotnością pragmatycznego podejścia do życia, że nie chodzi o uzyskanie konkretnych efektów, lecz o jej praktykowanie jako takie. Ukoronowaniem jogi jest ponoć medytacja, która mnie w tym wszystkim najbardziej jara. Podobno regularna praktyka jogi ułatwia koncentrację podczas medytacji. Analogicznie do mycia zębów, medytacja ma być myciem umysłu z myśli. Nie bardzo rozumiem, czym jest taki oczyszczony niesplamiony świadomością i nieświadomością umysł, ani tego, jaką w tym wszystkim rolę pełni ciało, które przecież ewidentnie mam i które zdaje się być bardzo ważnym, a może nawet kluczowym elementem całej tej koncepcji.
Póki co zaznałam faktu bardzo wyraźnego istnienia swojego ciała. Nie tyle doszłam do wniosku, że istnieję, ile raczej po prostu istniałam (jak pusta rura, przez którą przepływa powietrze), co było dla mnie doświadczeniem nowym i zaskakującym. No i po zajęciach kompletnie nie wchodzą mi fajki. Nie mogę się zaciągnąć. Ciało ich nie chce.
(21 dni)